Skocz do zawartości

Temat został przeniesiony do archiwum

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

wojtzuch

Co mnie wkurza w polskich dialogach

Rekomendowane odpowiedzi

Powiedzmy to wprost: większość zawodowych tłumaczy nie ma wyczucia językowego. Większość nie zna nawet dobrze ani języka oryginału, ani własnego. Nie wszystko da się wytłumaczyć terminami i żałosnymi stawkami. To, co odstawiają na przykład w TV albo na Netfliksie, to katastrofa. Nie znają popularnych idiomów (np. I got your number), nie znają/kojarzą nawet najpopularniejszych specjalistycznych terminów (np. fruit of the poisonous tree), nie rozróżniają kontekstu (np. I'll give you a benefit of the doubt w luźnym prywatnym dialogu tłumaczą jako Dam ci przywilej wątpliwości), a tego, czego nie dosłyszą albo nie rozumieją, nie konsultują, tylko strzelają (with my first editions -> ze swoimi artykułami). Do tego dochodzą takie kwiatki jak zamiast drugiego że na różnym poziomie współrzędności, zaś i bowiem, w dodatku na pierwszym miejscu po przecinku (raz nawet widziałem zaś zasada), i to nieszczęsne odnośnie (pół biedy, jeśli w błędnej formie odnośnie czegoś, bez do, bo to jeszcze nosi jakieś ślady wiarygodności).

 

Przekładów książek staram się unikać, a te, po które sięgam, dobieram bardzo starannie, więc nie wiem, czy w nich ogólnie jest pod tym względem równie źle, ale czytam o tym, że jest coraz gorzej. Jednak nawet te, które uchodzą za wybitne, zawierają w dialogach rzeczy, które mogą popsuć przyjemność z czytania.

 

Weźmy takie „Czerwone gardło” Jo Nesbo. Właśnie skończyłem je w wersji anglojęzycznej w bardzo cenionym przekładzie Dona Bartletta. Słyszałem, że polska wersja mimo pewnych wpadek (wskazanych w jednym z komentarzy na pewnym blogu) jest znakomita, więc kupiłem komuś książkę w prezencie.

 

Otwieram losowo wybraną stronę. W dialogu: Jej numer telefonu i adres dostaniesz jutro. Kto powie w takiej sytuacji telefonu? Otwieram następną. W dialogu: [uratowałem ci życie.] Było minus osiemnaście stopni. Kto powie w takiej sytuacji stopni? Dalej nie sprawdzałem, więc nic więcej nie mogę ocenić, ale to miał być tylko przykład.

 

Tłumaczenie na angielski ma choćby tę zaletę, że siłą rzeczy trudniej mi wyczuć ewentualne fałszywe nuty.

 

Jasne, czasem tłumacz po prostu nie poprawia wpadki autora albo nie zmienia czegoś, co w oryginale być może brzmi naturalniej. Przykład z Houellebecqa (z pamięci): Moja skrzynka na listy została zniszczona. Myślę sobie, że przecież normalny człowiek, narzekając (a właśnie taki był kontekst), powiedziałby, że mu zniszczyli skrzynkę na listy. Tak samo każdy powie, że ukradli mu samochód, a nie że jego samochód został skradziony. Sprawdzam jednak francuski oryginał: to samo co do słowa.

 

Też wyłapujecie takie rzeczy? Psują wam zabawę?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Że tłumaczenie czasem zmienia kontekst chyba każdy czytający literaturę obcą wie. Tu przykład Marsjanina Mój link

 

Jeśli chodzi o czysto polskie książki, denerwują mnie tam łopatologie skierowane do czytelnika, że coś wynika z dialogu bądź narracji, ale i tak musi to być wytłumaczone. Ogólnie wszystkie książkowe dialogi są mniej lub bardziej sztuczne. Z drugiej strony, gdyby zapisać jakiś dialog z autobusu czy z ulicy w książce, to i tak redakcja by to pocięła i kazała zmieniać. Język potoczny różni się od oficjalnego, czyli używanego w książkach.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dialogu: [uratowałem ci życie.] Było minus osiemnaście stopni. Kto powie w takiej sytuacji stopni?

Ja.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mnie wkurza tłumaczenie z angielskiego "o piątej po południu" zamiast "o siedemnastej".

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mnie wkurza tłumaczenie z angielskiego "o piątej po południu" zamiast "o siedemnastej".

Starsi ludzie, wychowani na 12-godzinnych zegarkach mówią systemem 12-godzinym :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie znam nikogo, kto mówi "o piątej po południu". Jeśli już to "o piątej".

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie znam nikogo, kto mówi "o piątej po południu". Jeśli już to "o piątej".

 

To jest właśnie przykład zjawiska, o którym mówiłem w pierwszym wpisie. Jeśli kontekst jest jasny, nikt nie będzie precyzował. Wygładzanie naturalnej mowy to jedno, a sztuczne przegadanie to drugie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mnie wkurza jeszcze nieprzeliczanie jednostek. Czytanie o funtach, milach, stopach jest na dłuższą metę irytujące.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Funty, mile i stopy to jeszcze pół biedy, ale te ich fahrenheity ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mnie wkurza jeszcze nieprzeliczanie jednostek. Czytanie o funtach, milach, stopach jest na dłuższą metę irytujące.

Jeszcze gorzej jak tłumacz przelicza z błędem, zwłaszcza w pozycjach bardziej "science" niż fiction.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Funty, mile i stopy to jeszcze pół biedy, ale te ich fahrenheity ;)

Wykrakałeś! Właśnie trafiłem:

 

Na dworze było jakieś 70 stopni Fahrenheita. Zapowiadał się kolejny upalny wieczór.

Na szczęście znalazłem prosty wzór: T(° C) = (T(° F) – 32) × 5/9 = (70° F – 32) × 5/9 = 21,111° C.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Gość Push-up3k

Otwieram losowo wybraną stronę. W dialogu: Jej numer telefonu i adres dostaniesz jutro. Kto powie w takiej sytuacji telefonu?

Ja.

Otwieram następną. W dialogu: [uratowałem ci życie.] Było minus osiemnaście stopni. Kto powie w takiej sytuacji stopni?

Ja i jeszcze dodam, że chodzi o stopnie Celsjusza.

Jasne, czasem tłumacz po prostu nie poprawia wpadki autora albo nie zmienia czegoś, co w oryginale być może brzmi naturalniej. Przykład z Houellebecqa (z pamięci): Moja skrzynka na listy została zniszczona. Myślę sobie, że przecież normalny człowiek, narzekając (a właśnie taki był kontekst), powiedziałby, że mu zniszczyli skrzynkę na listy. Tak samo każdy powie, że ukradli mu samochód, a nie że jego samochód został skradziony.

Ja.

Też wyłapujecie takie rzeczy? Psują wam zabawę?

Nie i nie, bo ludzie mówią różnie i różniaście. Czasami wychwytuję regionalizmy.

Nie znam nikogo, kto mówi "o piątej po południu". Jeśli już to "o piątej".

Już znasz.

 

thatsagoodone_4e49021057fe4d9a1195d9b0b95db398.jpeg

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam wypisanych parę przykładów z Of Mice and Men Steinbecka i Virtual Light Gibsona:

 

George says I ain't to have nothing to do with you – talk to you or nothing.

It don't make no difference.

[...] We got our own lan', and it's ours, an' we c'n go to it.

 

Why you have this, Warbaby [...] you smoking something?

'Sides, you a girl.

 

Tymczasem u nas autorzy/tłumacze/redaktorzy/korektorzy zmieniają drugie że w dialogu na .

 

Dialogi zasadniczo zyskują na skrótowości, a często także ogólnie na potoczności (co przecież nie musi oznaczać błędów). Skądinąd w takim języku jak angielski trudniej o zwracający uwagę nadmiar, bo sam język jest znacznie zwięźlejszy. Minus eighteen degrees, her phone number i come at five p.m. siłą rzeczy brzmią w dialogu naturalniej niż minus osiemnaście stopni, jej numer telefonu i przyjdź o piątej po południu.

Nie i nie, bo ludzie mówią różnie i różniaście. Czasami wychwytuję regionalizmy.

Ludzie, owszem, mówią różnie, raz nawet słyszałem w rozmowie , a innym razem remont odnośnie Narutowicza, ale coś takiego w dialogu, o ile nie chodzi o pokazanie specyficznego, na przykład przesadnie starannego/urzędowego, języka postaci, jest błędem. Tak samo pewne oficjalne/podniosłe formy są uważane za błąd stylistyczny nawet w tekstach pisanych o charakterze publicystycznym. Jako tego rodzaju błąd wydawnictwa poprawnościowe wskazują choćby takie wyrazy, jak: (wyjąwszy uniknięcie powtórzenia, co jednak sam Doroszewski swego czasu określał jako zabieg niegodny polecenia, świadczący o nieumiejętności przeredagowania zdania), wszak, wszakże, albowiem, aczkolwiek. Fragment hasła ze słownika poprawnej polszczyzny PWN-u:

 

Używanie spójnika albowiem w wypowiedziach dotyczących życia codziennego, a także w tekstach dziennikarskich i publicystycznych jest pretensjonalne i jest błędem stylistycznym.

 

Mnóstwo osób używa na co dzień w potocznej mowie albowiem, bowiem itp., jednak są w mniejszości, dlatego pozostałych (a przynajmniej tych bardziej świadomych) taki dialog w książce będzie raził tak samo jak na żywo. Na tej samej zasadzie zdania zbyt okrągłe kłują w oczy większość, która wypowiada się ekonomiczniej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam wypisanych parę przykładów z Of Mice and Men Steinbecka i Virtual Light Gibsona:

 

George says I ain't to have nothing to do with you – talk to you or nothing.

It don't make no difference.

[...] We got our own lan', and it's ours, an' we c'n go to it.

 

Why you have this, Warbaby [...] you smoking something?

'Sides, you a girl.

 

Tymczasem u nas autorzy/tłumacze/redaktorzy/korektorzy zmieniają drugie że w dialogu na .

 

Dialogi zasadniczo zyskują na skrótowości, a często także ogólnie na potoczności (co przecież nie musi oznaczać błędów). Skądinąd w takim języku jak angielski trudniej o zwracający uwagę nadmiar, bo sam język jest znacznie zwięźlejszy. Minus eighteen degrees, her phone number i come at five p.m. siłą rzeczy brzmią w dialogu naturalniej niż minus osiemnaście stopni, jej numer telefonu i przyjdź o piątej po południu.

 

Ludzie, owszem, mówią różnie, raz nawet słyszałem w rozmowie , a innym razem remont odnośnie Narutowicza, ale coś takiego w dialogu, o ile nie chodzi o pokazanie specyficznego, na przykład przesadnie starannego/urzędowego, języka postaci, jest błędem. Tak samo pewne oficjalne/podniosłe formy są uważane za błąd stylistyczny nawet w tekstach pisanych o charakterze publicystycznym. Jako tego rodzaju błąd wydawnictwa poprawnościowe wskazują choćby takie wyrazy, jak: (wyjąwszy uniknięcie powtórzenia, co jednak sam Doroszewski swego czasu określał jako zabieg niegodny polecenia, świadczący o nieumiejętności przeredagowania zdania), wszak, wszakże, albowiem, aczkolwiek. Fragment hasła ze słownika poprawnej polszczyzny PWN-u:

 

Używanie spójnika albowiem w wypowiedziach dotyczących życia codziennego, a także w tekstach dziennikarskich i publicystycznych jest pretensjonalne i jest błędem stylistycznym.

 

Mnóstwo osób używa na co dzień w potocznej mowie albowiem, bowiem itp., jednak są w mniejszości, dlatego pozostałych (a przynajmniej tych bardziej świadomych) taki dialog w książce będzie raził tak samo jak na żywo. Na tej samej zasadzie zdania zbyt okrągłe kłują w oczy większość, która wypowiada się ekonomiczniej.

 

Chłopie marnujesz się:

 

Wydawnictwo Sonia Draga

poszukuje pracownika na stanowisko:

 

redaktor prowadzący – literatura obca

 

Wymagane kwalifikacje:

 

- wyższe wykształcenie filologiczne,

- bardzo dobra znajomość języka angielskiego,

- umiejętność pracy z tekstem (tłumaczenie, redakcja)

- biegła znajomość obsługi komputera – pakiet MS Office,

- łatwość nawiązywania kontaktów,

- umiejętność pracy w zespole,

- doświadczenie w branży wydawniczej będzie dodatkowym atutem.

 

 

Oferujemy ciekawą, kreatywną i odpowiedzialną pracę w młodym zespole w siedzibie wydawnictwa (brak możliwości pracy zdalnej).

 

Zainteresowane osoby prosimy o przesłanie do dnia 26.03.2018

CV i listu motywacyjnego wraz ze zdjęciem na adres e-mail: praca@soniadraga.com.pl

 

Może akurat nikogo nie znaleźli

 

http://www.soniadrag...cownika-pl.html

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...