Skocz do zawartości

Temat został przeniesiony do archiwum

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

Edit Mode

Czy opłaca mi się inwestować w język angielski?

Rekomendowane odpowiedzi

językiem, który mi się cholernie podoba, jest japoński.... tylko myślicie, że jest szansa, żeby mi się ten język przydał w pracy bez wyjeżdżania stąd?

 

Znałem kiedyś dziewczynę po koreanistyce. Akurat dla niej Korea była pasją, była na wymianie w Seulu itd. Mimo wszystko często trafiały jej się fuchy tłumaczeniowe dla LG, Deawoo (przed przejęciem przez GM) itp.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Tak jeśli ktoś chce być po pierwszym zdaniu uznany za buraka i potwierdzić stereotyp o zaściankowej Polsce, to spoko. Ja jednak wolę znać jakieś bardziej złożone konstrukcje gramatyczne, zawsze to jakiś plus na moją korzyść.

A o tym, że za granicą nie wszyscy mówią poprawnie, to bardzo dobrze wiem... Ale wiesz - jakie masz zdanie na temat kogoś kto mówi 'poszłem', 'se', itp? Po prostu wiocha jak dla mnie i tyle w temacie.

 

Zdecydowanie przesadziłem z tym, że poprawność jest ważniejsza niż komunikatywność, tu się zgadzam. Chodzi mi po prostu o to, że warto umieć coś więcej poza odmianą 'to be' i 'handred dolar is gud for mi'.

No nie powiedziałabym, że oni tak od razu i z mety klasyfikują ludzi. Zaściankowość widać w czym innym, w ogólnym zachowaniu, ktoś może na przykład nie mieć zdolności do języków, a być osobą naprawdę na wysokim poziomie. No i inaczej traktuje się kogoś, kto mówi "poszłem" we własnym języku, a inaczej, kiedy taki błąd popełnia cudzoziemiec. Inna rzecz, że są zawsze bardzo mile zaskoczeni, jeśli się do nich zwrócisz w ich języku nawet nie całkiem składnie. Tu angielski niestety wymyka się wszelkim regułom, bo pretenduje do języka międzynarodowego, ale poza anglojęzycznymi krajami wcale nie jest aż tak lubiany i tam raczej nikt Cie nie będzie po jego poziomie osądzał. A że warto? No oczywiście, tak samo jak obsługiwać komputer czy telefon, (czy mieć kartę kredytową/konto w banku ;) ) to jest po prostu potrzebne do życia, a nie stanowi o "jakości" człowieka.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Tak jeśli ktoś chce być po pierwszym zdaniu uznany za buraka i potwierdzić stereotyp o zaściankowej Polsce, to spoko. Ja jednak wolę znać jakieś bardziej złożone konstrukcje gramatyczne, zawsze to jakiś plus na moją korzyść.

A o tym, że za granicą nie wszyscy mówią poprawnie, to bardzo dobrze wiem... Ale wiesz - jakie masz zdanie na temat kogoś kto mówi 'poszłem', 'se', itp? Po prostu wiocha jak dla mnie i tyle w temacie.

 

Zdecydowanie przesadziłem z tym, że poprawność jest ważniejsza niż komunikatywność, tu się zgadzam. Chodzi mi po prostu o to, że warto umieć coś więcej poza odmianą 'to be' i 'handred dolar is gud for mi'.

 

O ile dobrze pamiętam to "poszłem" i "se" mówi się w małopolsce.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Zdziwiłbyś się.

Przypadkiem mam świeżutkie informacje z pierwszej ręki, bo cały czas współpracuję i z Anglikami, i z Amerykanami i z każdym, kto jest w stanie wydusić z siebie słowo po angielsku. To, że ktoś jest native, nie oznacza, że mówi poprawnym językiem, wręcz przeciwnie, wygładzony język na wyższym poziomie nieomylnie wskazuje na cudzoziemca i nie zawsze jest nawet rozumiany (!). Liczy się niestety zawartość przekazu, forma znacznie mniej. I jest to bardzo odczuwalne. Znam osoby, które po kilku latach spędzonych w Anglii tak się cofnęły w języku, że sama byłam zszokowana.

Racja, racja - ale wszystko zależy od definicji, co jest językiem angielskim i który jest poprawny ;)

 

Jeżeli językiem angielskim nazywamy narzecze używane na Wyspach, a zwłaszcza w częściach środkowej, górnej...to w Polsce prawie nikt nie uczy języka angielskiego i nie potrafi nim władać.

To, czym się w Anglii mówi, to jest inny język - po wyjściu na ulicę jakiegoś miasteczka w jukej można się szybko o tym przekonać ;)

Idąc do pracy w jukej też można mieć różnie - w firmie będzie obowiązywał język lokalny, nie angielski - przez co można nabrać złych nawyków - bo język lokalny ma prostszą gramatykę. Wystarczy podpytać znajomych tam pracujących - zdadzą językową relację :)

 

Rzeczywiście tak jest, że jeżeli ktoś mówi czystym akcentem, bez nadmiernych skrótów, to oznacza, że nie mówi "real english", tylko wersją oficjalną dla cudzoziemców.

Mój znajomy, który pracuje jako tłumacz angielskiego, mówi że na początku karyery się obawiał, czy sobie poradzi...teraz już się nie obawia - nie współpracuje z nativesami ;)

Inni znajomi, którzy na studiach pracowali na wakacjach w USA w grupie międzynarodowej, opowiadali o sytuacjach, kiedy nikt nie rozumiał klienta, więc się wołało innych współpracowników do rozmowy. Czasami nawet rodowici Anglicy nie rozumieli klienta ;)

 

IMHO najgorzej mówią po angielsku...Anglicy, hamerykańce z południa i Hindusi ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Inna rzecz, że są zawsze bardzo mile zaskoczeni, jeśli się do nich zwrócisz w ich języku nawet nie całkiem składnie. Tu angielski niestety wymyka się wszelkim regułom, bo pretenduje do języka międzynarodowego, ale poza anglojęzycznymi krajami wcale nie jest aż tak lubiany i tam raczej nikt Cie nie będzie po jego poziomie osądzał. A że warto? No oczywiście, tak samo jak obsługiwać komputer czy telefon, (czy mieć kartę kredytową/konto w banku ;) ) to jest po prostu potrzebne do życia, a nie stanowi o "jakości" człowieka.

 

Wiesz, ja po prostu czułem się komfortowo mówiąc po angielsku lepiej od większości Francuzów, Niemców, czy Hiszpanów, z którymi miałem okazję pogadać ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Wiesz, ja po prostu czułem się komfortowo mówiąc po angielsku lepiej od większości Francuzów, Niemców, czy Hiszpanów, z którymi miałem okazję pogadać ;)

 

Oni zapewne na to nawet nie zwrócili uwagi, bo traktują język angielski jako zło konieczne :D Wczoraj nawet rozmawiałam z pewnym Francuzem, który woli się z moim pół zapomnianym francuskim użerać, niż samemu mówić po angielsku. Nie szkodzi, ling.pl i pomału sobie przypominam, ale to nie jest odosobniony przypadek, kiedy zagraniczniak z wielką ulgą rezygnuje z angielskiego. To tylko u nas jeszcze wciąż jest to traktowane jak osiągnięcie kulturowe. No, ale po tylu latach nauki samego rosyjskiego...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiesz Kai, akurat Francuzi to specyficzny przypadek, Raz, że mają lekkiego hopla na własnym punkcie, a dwa, że od czasów wojny stuletniej niezbyt lubią Anglików. I choć ostatnimi czasy bywali raczej po jednej stronie barykady to i tak niechęć pozostaje.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Oni zapewne na to nawet nie zwrócili uwagi, bo traktują język angielski jako zło konieczne :D Wczoraj nawet rozmawiałam z pewnym Francuzem, który woli się z moim pół zapomnianym francuskim użerać, niż samemu mówić po angielsku. Nie szkodzi, ling.pl i pomału sobie przypominam, ale to nie jest odosobniony przypadek, kiedy zagraniczniak z wielką ulgą rezygnuje z angielskiego. To tylko u nas jeszcze wciąż jest to traktowane jak osiągnięcie kulturowe. No, ale po tylu latach nauki samego rosyjskiego...

 

Nie przesadzaj, może kiedyś tak było, ale teraz dużo młodych ludzi normalnie uczy się angielskiego, bo wie, że będzie im potrzebny w przyszłości. A Francuzi, których spotkałem, chcieli ze mną gadać po francusku tylko dopóki nie zobaczyli, jak kaleczę ten język (nie mogliśmy się dogadać ;P). Jednak czeka mnie jeszcze wiele nauki :(

 

Wiesz Kai, akurat Francuzi to specyficzny przypadek, Raz, że mają lekkiego hopla na własnym punkcie, a dwa, że od czasów wojny stuletniej niezbyt lubią Anglików. I choć ostatnimi czasy bywali raczej po jednej stronie barykady to i tak niechęć pozostaje.

 

Myślę, że Kai dobrze o tym wie ;P Ale co do samych Francuzów, to już im to powoli przemija, teraz jakaś 'generacja usa' dojrzewa, także wszelkie bariery zostają znoszone ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Wiesz Kai, akurat Francuzi to specyficzny przypadek, Raz, że mają lekkiego hopla na własnym punkcie, a dwa, że od czasów wojny stuletniej niezbyt lubią Anglików. I choć ostatnimi czasy bywali raczej po jednej stronie barykady to i tak niechęć pozostaje.

Z Niemcami miałam podobnie, tylko ja ani mru mru akurat po niemiecku. Inne nacje to tak jak my, niby coś dukają po angielsku, niby zatargów historycznie nie mieli, ale dostają "banana" jak się choć słówko powie po ichniemu. A już byłe demoludy to cała historia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Gość seba12a

mi tam zawsze mówiono, że język to w dzisiejszych czasach konieczność :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
mi tam zawsze mówiono, że język to w dzisiejszych czasach konieczność :D

Owszem, konieczność i bardzo ważne narzędzie, ale tylko narzędzie. Do tego trzeba jeszcze mieć o czym rozmawiać, więc wyłącznie na język stawiać nie ma sensu. Natomiast warto nauczyć się nie tylko mówić, ale i tłumaczyć, bo to się potem przydaje.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Owszem, konieczność i bardzo ważne narzędzie, ale tylko narzędzie. Do tego trzeba jeszcze mieć o czym rozmawiać, więc wyłącznie na język stawiać nie ma sensu. Natomiast warto nauczyć się nie tylko mówić, ale i tłumaczyć, bo to się potem przydaje.

Warto sie uczyc jak ma sie ku temu predyspozycje i checi. W innym przypadku tylko strata czasu i pieniedzy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Warto sie uczyc jak ma sie ku temu predyspozycje i checi. W innym przypadku tylko strata czasu i pieniedzy.

Chęci przede wszystkim. Predyspozycje to dość rzadka "przypadłość", chęciami jednak można nadrobic wiele.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Chęci przede wszystkim. Predyspozycje to dość rzadka "przypadłość", chęciami jednak można nadrobic wiele.

Tja, u nas caly kraj nadrabia checiami :P Bierzesz goscia zeby ci naprawil pralke, a on chodzi wokol niej i sie zastanawia jaka ci walnac scieme :P I tak wlasciwie jest wszedzie gdzie jakies stanowisko zajmuja osoby ktore nie maja predyspozycji do wykonywania takiej pracy. U mnei zdecydowanie w tym plebiscycie wygrywaja dyrektorzy szpitali :E

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Tja, u nas caly kraj nadrabia checiami :P Bierzesz goscia zeby ci naprawil pralke, a on chodzi wokol niej i sie zastanawia jaka ci walnac scieme :P I tak wlasciwie jest wszedzie gdzie jakies stanowisko zajmuja osoby ktore nie maja predyspozycji do wykonywania takiej pracy. U mnei zdecydowanie w tym plebiscycie wygrywaja dyrektorzy szpitali :E

Oj tak, ale może mają predyspozycje do czego innego? Po prostu minął się gość z powołaniem, może gdyby nie musiał naprawiać pralek z takim trudem, byłby genialnym malarzem? :E

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Tja, u nas caly kraj nadrabia checiami :P Bierzesz goscia zeby ci naprawil pralke, a on chodzi wokol niej i sie zastanawia jaka ci walnac scieme :P I tak wlasciwie jest wszedzie gdzie jakies stanowisko zajmuja osoby ktore nie maja predyspozycji do wykonywania takiej pracy. U mnei zdecydowanie w tym plebiscycie wygrywaja dyrektorzy szpitali :E

 

To chyba spuścizna po ostatnim ustroju...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Zapisz się na jakiś kurs angielskiego, zdobądź FCE(liczy się przy rozmowie kwalifikacyjnej) ;)

 

FCE to liczyl sie moze kilka ladnych lat temu. Dzis przyzwoitym minimum jest CAE, a jeszcze lepiej zorbic jakis certyfikat biznesowy, ja mam na przyklad SEFIC i potencjalni pracodawcy czesto stawiaja za to 'plusa'.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
FCE to liczyl sie moze kilka ladnych lat temu. Dzis przyzwoitym minimum jest CAE, a jeszcze lepiej zorbic jakis certyfikat biznesowy, ja mam na przyklad SEFIC i potencjalni pracodawcy czesto stawiaja za to 'plusa'.

 

Jak ktos ma na to czas to oczywiscie tak, liczy sie jednak znajomosc a to wychodzi podczas rozmowy kwalifikacyjnej, po prostu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Jak ktos ma na to czas to oczywiscie tak, liczy sie jednak znajomosc a to wychodzi podczas rozmowy kwalifikacyjnej, po prostu.

Szczerze mówiąc to ja nie mam nawet pół semestru żadnego kursu :red: tylko plik referencji od firm, z którymi współpracowałam jako tłumacz i to w sumie wystarczy przy każdej nowej rozmowie. Jak nie wierzą, zawsze mogę potłumaczyć coś, co mi podsuną.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Jak ktos ma na to czas to oczywiscie tak, liczy sie jednak znajomosc a to wychodzi podczas rozmowy kwalifikacyjnej, po prostu.

 

Jasne, ze liczy sie znajomosc, tylko lepiej jesli jest udokumentowana. Czesto szuka sie pracy poprzez wysylanie CV na ogloszenie o prace. Wpis w CV o tym, ze jezyk znam dobrze, ale uczylem sie go w LO moze nie wystarczyc do tego, aby byc zaproszonym na rozmowe kwalifikacyjna.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Jasne, ze liczy sie znajomosc, tylko lepiej jesli jest udokumentowana. Czesto szuka sie pracy poprzez wysylanie CV na ogloszenie o prace. Wpis w CV o tym, ze jezyk znam dobrze, ale uczylem sie go w LO moze nie wystarczyc do tego, aby byc zaproszonym na rozmowe kwalifikacyjna.

Zwykle wystarczy napisać, że jest to znajomość "czynna", a to, że w LO lepiej przemilczeć. W sumie nikogo nie obchodzi, gdzie się uczyłeś, ile i jak. Ważne, żebyś umiał się nim posługiwać. Przynajmniej u nas takie są kryteria, kiedy się kogos przyjmuje. Znasz język? To sobie radź.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Znajomość J. angielskiego nie dosć, że jest w dzisiejszych czasach podstawą na rynku pracy, to jeszcze jaką satysfakcję daje, kiedy jest się za granicą i można się z każdym dogadać ;)

Pamiętam kiedy byłem w Berlinie i licytowałem się z kolesiem o cenę samochodu(Wujek kupował) dzięki mnie koleś opuścił 1k Euro ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Znajomość J. angielskiego nie dosć, że jest w dzisiejszych czasach podstawą na rynku pracy, to jeszcze jaką satysfakcję daje, kiedy jest się za granicą i można się z każdym dogadać ;)

Oj, nie z każdym i nie wszędzie :kwasny: Pamiętam, jak w Hiszpanii próbowałam kupić w sklepie zmywacz do paznokci :rotfl: Prędzej się dogadałam po francusku niż po angielsku.

Angielski to teraz podstawa w biznesie, pracy, turystyce, ale warto wspomóc się jeszcze drugim, albo i trzecim językiem z całkiem innej grupy językowej, bo zawsze istnieje ryzyko, że się nie dogadamy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Oj, nie z każdym i nie wszędzie :kwasny: Pamiętam, jak w Hiszpanii próbowałam kupić w sklepie zmywacz do paznokci :rotfl: Prędzej się dogadałam po francusku niż po angielsku.

 

Nic w tym dziwnego - toż to ta sama grupa języków...

 

Angielski to teraz podstawa w biznesie, pracy, turystyce, ale warto wspomóc się jeszcze drugim, albo i trzecim językiem z całkiem innej grupy językowej, bo zawsze istnieje ryzyko, że się nie dogadamy.

 

Jasne, przecież angielski to teraz zna każdy gimnazjalista. Tzn powinien znać, bo w praktyce wiadomo jak jest.

Jak już ktoś umie podstawy, czy tam powiedzmy jest na poziomie średnio-zaawansowanym, to potem w szybkim czasie można nauczyć się mówić biegle, jeśli jest taka potrzeba.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Jasne, przecież angielski to teraz zna każdy gimnazjalista. Tzn powinien znać, bo w praktyce wiadomo jak jest.

Jak już ktoś umie podstawy, czy tam powiedzmy jest na poziomie średnio-zaawansowanym, to potem w szybkim czasie można nauczyć się mówić biegle, jeśli jest taka potrzeba.

Taaa..... jestem w 3 klasie tech. inf. A i tak są ludzie, którzy nie umieją zbyt wiele z języka, byleby tylko tylko zaliczyć na dwójkę przedmiot i zdać... I mają dwójki z wszystkich przedmiotów i wystarcza im sam fakt że zdają.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...