Myślę, że chodzi o to, że zawsze jest coś, co nie daje spokoju - a to trawa nieprzystrzyżona, a to chwasty między roślinkami, a to konserwacja czegoś po X latach, a to elewacja się zabrudziła, nawet taka presja ludzi wokół, że musi to jakoś wyglądać... Jednym to przeszkadza i zrobią, inni mają to w głębokim poważaniu.
W przypadku bloku masz wywalone - bo przecież spółdzielnia/wspólnota się tym zajmuje.
Ja jako człowiek leniwy doceniam wspólnotę - nawet przy przeglądzie kominowym mnie nie było, bo w końcu mamy XXI wiek i kominiarz wlazł na dach, kamerka na kablu w każdą dziurę i dopiero jak był problem w danym pionie, to wtedy info do mieszkańców, że proszę być i udostępnić lokal bo jakaś niedrożność...
Nie, żebym miał jakieś super doświadczenie, ale o co niektórym z Was chodzi z tą wieczną pracą, gdy ma się dom? Co jest niby takiego non stop do roboty?
Trawnik? Można przecież kupić kosiarkę samojezdną. Co jeszcze? Ogródek z warzywkami? A to trzeba mieć, czy jaki czort?
Podlewanie kwiatów, krzewów? Podobna sytuacja do warzyw, a jeśli zamierzamy mieć, to jest chyba coś takiego, jak zraszacze?
Co jeszcze?
Sprzątanie wokół domu? Ile razy dziennie? 5, 10?
Jaja sobie robicie?
Może jakbym nie mieszkał od małego w domu, to bym uwierzył w takie bzdury.