Skocz do zawartości
Camis

Transformacja energetyczna - OZE, Fit for 55, paliwa kopalne, ceny energii, limity CO2, samochody elektryczne

Rekomendowane odpowiedzi

Ja mając do wyboru stary model klimatora z elektromechanicznym sterowaniem fizycznymi przyciskami i nowy model z panelem dotykowym wybrałem ten stary, chociaż był droższy i musiałem na niego czekać. Bo wiedziałem że nowego nie zdołam naprawić jak się zepsuje. No i się zepsuł, więc musiałem kupić nowy chiński silnik.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
4 godziny temu, AMiABLE napisał:

Takie prawo byłoby już znaczącym krokiem w stronę ograniczenia elektrośmieci. Poza tym - przedłużone wsparcie oprogramowania. To że kupujesz smartfona i po dwóch latach nie masz już aktualizacji systemu jest patologią, bo zazwyczaj taki dwu-trzyletni smartfon ma na tyle mocne podzespoły żeby nowa wersja systemu na nim działała. To tylko brak dobrej woli producenta, który chce więcej zarobić i tyle. Inna sprawa, że nawet jak to zostanie wprowadzone, to marketing i tak zrobi swoje i ludzie będą stać w kolejkach po najnowszy, ultraszybki smartfon z procesorem 8 rdzeniowym, 32GB RAM i aparatem z 9 obiektywami, po czym będą go używać do przeglądania pierdół na Facebooku i TikToku albo strzelania durnych selfie. Takich osób się nie przekona, oni muszą mieć najnowsze i już (nawet jak ich nie stać) :szczerbaty:

Dlatego projekt ARA był moim zdaniem dobrą koncepcją, czyli smartfon modułowy. Masz podzespoły, które jeszcze dają radę, ale chcesz mieć lepszy aparat? Wymieniasz moduł aparatu. Chcesz mieć lepszy procesor i więcej pamięci, wymieniasz moduł główny itd. Oczywiście doszłoby się do pewnego momentu, gdzie nowsze moduły byłyby niekompatybilne ze starszymi, ale to dałoby się ogarnąć tak, żeby te okresy trwały jak najdłużej. Trochę tak jak z PC, gdzie póki nie musisz zmienić procka na nowszą generację, a przy tym płyty głównej to reszta cały czas pasuje, bo np. PCI Express jest wstecznie kompatybilne.

@Bono[UG] Ale widzisz, podajesz w dużej mierze przykłady, gdzie sprzęt albo ma wsparcie programowe (GPS, nowy telefon. laptop), albo możesz dany produkt naprawić, poprzez wymianę baterii, dysku, czy innych elementów. Jakbyś miał jakiegoś ultrabooka, który nie ma dysku, tylko pamięć wlutowaną w płytę główną razem ze wszystkim, do tego baterię niewymienialną, czyli że musisz rozklejać urządzenie (o ile masz czym), żeby się do niej dostać, a i tak nie wiadomo czy dokupisz nową, to już byś go nie naprawiał. To samo jest z mnóstwem innego sprzętu.

2 godziny temu, Bono[UG] napisał:

Tylko ten okres musi być sensownie długi.

Problemem jest tutaj pogoń za nowością, widać to bardzo dobrze po sprzęcie AGD. Praktycznie co roku wychodzą nowe modele, które funkcjonalnie niczym się w zasadzie nie różnią.
Z jednej strony ciężko mieć długoletnie opinie o produkcie, z drugiej rozdrobnienie części zamiennych jest bardzo duże. Np. jedyną różnicą w nowej płycie indukcyjnej jest układ przycisków, więc stary panel sterowania już nie będzie pasował.

Tak, musiałby być sensownie długi, a pogoń za nowością nie musiałaby wiązać się z niekompatybilnością części.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W swoich wizjach zapominacie o jednym: dużo ludzie jest uboga i nie stać ich na sprzęty drogich marek. Dlatego kupują chińszczyznę. I ona też ładnych parę lat działa, tylko jest bardziej energochłonna i czasami tandetna, "plastikowa", z wyglądu.

 

Część ludzi ma też dzieci, które czy sprzęt markowy czy nie i tak go szybko zużywają bądź niszczą. Równocześnie chcą tego sporo, samemu nie zarabiając. To obciąża budżety domowe.

 

Ogólnie w pogoni za "eko" klasa średnia często zapomina, że spełnienie ich wizji oznaczałoby znaczne pogorszenie jakości życia dla uboższych od nich ludzi.

 

  • Upvote 1

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
8 minut temu, Badalaman napisał:

W swoich wizjach zapominacie o jednym: dużo ludzie jest uboga i nie stać ich na sprzęty drogich marek

Robisz podstawowy błąd w założeniach. Piszesz o drogich markach, czyli o urządzeniach, które są drogie nie dlatego że są dobre, a dlatego że są markowe. Założenia które my tutaj poczyniliśmy są ponad marką sprzętu i ceną z niej wynikającą. Obecnie jakość jest powiązana z marką w niektórych przypadkach, ale tu chodzi o podniesienie jakości produktu ogółem i ujednoliceniu podstawowych rozwiązań na etapie projektowania, w taki sposób, żeby wszystkie produkty spełniały konkretną minimalną trwałość i sprawność lub miały możliwości naprawy.

Ponadto jest takie mądre powiedzenie: "ludzi biednych nie stać na rzeczy tanie".

Ale pomijając całą tą otoczkę marki, koncepcji itd. piszesz:

12 minut temu, Badalaman napisał:

Dlatego kupują chińszczyznę. I ona też ładnych parę lat działa, tylko jest bardziej energochłonna i czasami tandetna, "plastikowa", z wyglądu.

Nie, właśnie problem w tym, że w wielu przypadkach nie działa, generuje tylko kolejne śmieci, a z czasem większość i tak pójdzie kupi droższe a lepsze. Jeżeli ich nie stać, to pozostają z niczym, bo kupili tanio badziew, który nadaje się do wyrzucenia. Tak jest z wieloma produktami. Kupujesz coś co włączysz raz czy dwa i się psuje i jest nienaprawialne. Kupujesz buty, w których zapada się podeszwa, bo jest z badziewnej kratki. Kupujesz garnki, które po jednym gotowaniu zachodzą jakimś syfem nie do umycia. Kupujesz jakąś elektronikę, która po jednym użyciu nie działa itd. W jednym przypadku idziesz zwracasz i odzyskujesz kasę, w innym nawet się to nie opłaca (przesyłka zwrotna kosztuje więcej niż dana rzecz lub trzeba jeszcze coś wypełniać drukować itd. a nie każdemu się chce lub nie każdy może skoro zakładamy ludzi biednych) lub robią wszystko żeby udowodnić, że coś było źle użytkowane.

21 minut temu, Badalaman napisał:

Część ludzi ma też dzieci, które czy sprzęt markowy czy nie i tak go szybko zużywają bądź niszczą.

Przykład.

Znajomym, którzy mieli małe dzieci kupowałem coś takiego

i-fisher-price-okragle-kubeczki-do-ustaw

Tanie teoretycznie nie jest, bo za kilka kawałków plastiku trzeba wyłożyć 50 zł. W żadnym przypadku spośród obdarowanych ani jeden element nie uległ uszkodzeniu, połamaniu nawet jak dziecko na nim stanęło, czy w późniejszym okresie traktowało w inny sposób niż przeznaczenie pierwotne. Ci którzy mieli kolejne dzieci, to one też się tym bawiły, bo zabawka przetrwała.

Ale do rzeczy. Powiesz że ok, pewnie markowe (tak F-P piszę skrótem, ale jak ktoś miał styczność to wie) to lepsze, nie każdego stać itd. Ok. Zgadzam się. Tylko tutaj w dyskusji chodzi o to, żeby wymagania co do jakości i wytrzymałości np. w przypadku takiej zabawki jako minimalne, były ustalone na takim samym poziomie jak na przykład ten produkt. Jego wyprodukowanie w takiej jakości wcale tyle nie kosztuje, bo dodatkową ceną jest znaczek/firma.

Możesz kupić obecnie podobne produkty do powyższego za np. 10 złotych. Tylko jest duże prawdopodobieństwo że przy pierwszej próbie odkształcenia czy to przypadkowej czy nie, plastik pęknie.

Zatem to nie jest tak, że dzieci zużyją lub zniszczą. Wiele zależy od jakości produktu i chodzi właśnie o to, żeby ogólnie podwyższyć jakość produktów, bo to na cenę wcale nie musi się przekładać. I teraz popatrz jak to wychodzi cenowo. Masz zabawkę, która małemu dziecku służy około 2 lata (z doświadczenia wiem, że dzieci do niej wracają i to często, a z kolejnymi miesiącami zmienia się sposób użytkowania), po czym kolejne dzieci mogą się nią bawić dalej. Czy zatem 50 zł za taką zabawkę to dużo? Teraz jakby wszystkie tego typu zabawki kosztowały w granicach np. 30-50 zł (w zależności od wielkości, kolorystyki ilości elementów, ale nie od jakości) i miałbyś gwarancję, że ich jakość jest równie dobra i że takie dziecko w wieku 6-36 miesięcy nie jest w stanie tego w znaczącym stopniu zniszczyć, czy nie kupiłbyś?

O takie podejście do jakości chodzi.

Inny przykład:

Jakieś 10 lat temu czytałem artykuł o produkcji smartfonów. Tam był opis dotyczący produkcji płyt głównych. Wtedy jeszcze w Chinach sporo części jeździło między fabrykami, bo jedna robiła to, druga tamto, teraz jest to nieco inaczej zorganizowane. Było tam o "wagonach" płyt głównych do smartfonów. że niezależnie do marki, modelu, producenta telefonu, płyty główne schodzą w takich ilościach, że jedna kosztuje 10-12 centów. Podkreślam, niezależnie od marki, modelu i producenta telefonu. Zatem cenę podnosił jedynie fakt, do jakiego modelu jakiej marki trafiła taka płyta, bo jakość wykonania była identyczna, gdyż szły z jednej fabryki. Teraz to wygląda już inaczej, bo Chińczycy wyspecjalizowali się w produkowaniu lepszych i gorszych rzeczy w zależności od wymagań klienta. Tylko że te lepsze rzeczy wcale nie musiały być droższe.

Popatrz choćby na xiaomi. Produkował tanie telefony o akceptowalnej jakości z materiałów, które wykorzystywali inni producenci. Było szkło gorilla glass, były czasem te same procesory, metalowe obudowy itp. a cena nawet 2 razy niższa. Gdy xiaomi zaczęło podnosić ceny, przyszło oppo, które zrobiło to samo. Doszliśmy do momentu, gdzie różnica leży w zasadzie w oprogramowaniu, bo od niego zależy to jak dane smartfony działają na tych samych podzespołach. Teraz wyobraź sobie, że wchodzi wymaganie, które mówi, że wszystkie smartfony mają działać na czystym androidzie a nakładka producenta to ma być opcja do pobrania, a nie przymus instalowany fabrycznie. Nagle okazałoby się, że nawet te tańsze smartfony mogłyby działać bezproblemowo, gdyby zostały pozbawione nakładki, a za całe oprogramowanie odpowiadałoby jedynie google, które i tak przecież narzuca pewne rozwiązania by smartfon mógł działać pod Androidem.

 

52 minuty temu, Badalaman napisał:

Ogólnie w pogoni za "eko" klasa średnia często zapomina, że spełnienie ich wizji oznaczałoby znaczne pogorszenie jakości życia dla uboższych od nich ludzi.

Czy kupowanie telewizora, smartfona czy jakichś urządzeń AGD-RTV raz na 10 czy więcej lat byłoby pogorszeniem jakości życia uboższych? Chyba lepiej zmienić sprzęt raz na kilkanaście lat, niż musieć zmieniać go do 5-6 lat bo się psuje i nie da się go naprawić. Tu mowa tylko o sprzęcie, ale jest cała gama różnych produktów, które można by kupować rzadziej, bo mogłyby być lepszej jakości.

Podejście co do zakupów pewnych produktów jest niezależne od "klasy". To że kogoś na coś stać, wcale nie oznacza że to kupi. Nie każdy "bogaty" będzie chodził zaraz tylko w markowych ciuchach. Właśnie czasem mam wrażenie że to biedniejsi ludzie na siłę kreują wizerunek danej osoby poprzez jej stan posiadania. To ludzie sami sobie kreują świat, w którym dzieci wykluczają inne dzieci tylko dlatego że nie mają butów jakiejś tam firmy. Świat, w którym ktoś kto chodzi w garniaku i jeździ dobrym samochodem czuje się lepszy, nie ważne że garniak był tani a auto jest służbowe. Gdzie ktoś kto osiągnął jakiś tam status czy stanowisko zaczynając od zera zaczyna się sadzić i robi z siebie biznesmena czy wręcz lorda... Wychodzi na to, że najbardziej normalni bywają ci co zostali wychowani w jakimś względnym dobrobycie, bo dla nich markowe buty, dobre auto, czy elegancki strój są czymś normalnym, co nie będzie dla niego definiowało drugiej osoby. Oczywiście od wszystkiego są wyjątki i tutaj trochę temat już spłyciłem, ale sens ogólny zachowałem.

  • Thanks 1

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
W dniu 3.07.2022 o 13:24, LeBomB napisał:

@Bono[UG] Ale widzisz, podajesz w dużej mierze przykłady, gdzie sprzęt albo ma wsparcie programowe (GPS, nowy telefon. laptop), albo możesz dany produkt naprawić, poprzez wymianę baterii, dysku, czy innych elementów. Jakbyś miał jakiegoś ultrabooka, który nie ma dysku, tylko pamięć wlutowaną w płytę główną razem ze wszystkim, do tego baterię niewymienialną, czyli że musisz rozklejać urządzenie (o ile masz czym), żeby się do niej dostać, a i tak nie wiadomo czy dokupisz nową, to już byś go nie naprawiał. To samo jest z mnóstwem innego sprzętu.

GPS ostatnią aktualizację oprogramowania miał w 18 lub 19 i moje odczucia są takie, że pogorszyła się jakość działania (no ale dodali zbędne mi bajery np. do sterowania oświetleniem tej marki). Dodatkowo polityka firmy zakłada brak napraw (kiedyś pytałem o wymianę portu usb, bo coś mi źle stykało, na szczęście po przeczyszczeniu i wymianie kabla jest ok), co najwyżej jakiś rabat na nowe urządzenie przy oddaniu starego. Baterię prawdopodobnie da radę wymienić o ile znajdę odpowiedni typ.
Telefon ostatnią aktualizację miał na jesieni 2020, obecnie nie jest już wspierany. Pewnie jakbym się nauczył i zrootował, to dałbym radę wgrać nowszy system.
Laptopy podobnie są już "stare" i prawdopodobnie niewspierane przez producentów. Dodatkowo ten nowszy ma właśnie wlutowaną pamięć i podstawowy dysk, a obudowa pewnie klejona (nawet jak tylko na zatrzaski, to spora szansa na uszkodzenie przy próbie demontażu i chęci wymiany baterii).
Kamerka sportowa baterię ma zachipowaną, oprogramowanie wie czy ma do czynienia z oryginalną czy zamiennikiem. Prawdopodobnie też zlicza cykle ładowania, bo jak spojrzę w stan baterii, to pokazuje na zużytą, mimo że nie widzę drastycznego obniżenia pojemności.

3 godziny temu, Badalaman napisał:

W swoich wizjach zapominacie o jednym: dużo ludzie jest uboga i nie stać ich na sprzęty drogich marek. Dlatego kupują chińszczyznę. I ona też ładnych parę lat działa, tylko jest bardziej energochłonna i czasami tandetna, "plastikowa", z wyglądu.

Przede wszystkim wychowanie w innych czasach.

Problemem nie jest brak kasy, problemem jest chęć posiadania tego samego co bogatsi za ułamek kasy, mimo że do przeżycia nie jest potrzebne. To jest kupowanie ułudy bogactwa.
Jesteśmy też tą ułudą karmieni na każdym kroku. Kup X będziesz jak król, kup Y poczujesz się jak księżniczka, a wszystko tylko za ...,99.

Żyjemy w czasach ogromnego konsumpcjonizmu, ma być dużo, coraz lepiej i tanio.
Z jednej strony utraciliśmy szacunek do kupowanych przedmiotów, z drugiej producenci stosują "zachęty" do częstszego kupowania, z trzeciej muszą produkować taniej, żeby przyciągnąć klientów.

Ostatnie 2 lata pokazują, że tanio się kończy. Pytanie kiedy konsumenci stwierdzą, że badziewnie też powinno się skończyć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Napisano (edytowane)
5 godzin temu, LeBomB napisał:

Robisz podstawowy błąd w założeniach. Piszesz o drogich markach, czyli o urządzeniach, które są drogie nie dlatego że są dobre, a dlatego że są markowe. Założenia które my tutaj poczyniliśmy są ponad marką sprzętu i ceną z niej wynikającą. Obecnie jakość jest powiązana z marką w niektórych przypadkach, ale tu chodzi o podniesienie jakości produktu ogółem i ujednoliceniu podstawowych rozwiązań na etapie projektowania, w taki sposób, żeby wszystkie produkty spełniały konkretną minimalną trwałość i sprawność lub miały możliwości naprawy.

Ponadto jest takie mądre powiedzenie: "ludzi biednych nie stać na rzeczy tanie".

Ale pomijając całą tą otoczkę marki, koncepcji itd. piszesz:

Nie, właśnie problem w tym, że w wielu przypadkach nie działa, generuje tylko kolejne śmieci, a z czasem większość i tak pójdzie kupi droższe a lepsze. Jeżeli ich nie stać, to pozostają z niczym, bo kupili tanio badziew, który nadaje się do wyrzucenia. Tak jest z wieloma produktami. Kupujesz coś co włączysz raz czy dwa i się psuje i jest nienaprawialne. Kupujesz buty, w których zapada się podeszwa, bo jest z badziewnej kratki. Kupujesz garnki, które po jednym gotowaniu zachodzą jakimś syfem nie do umycia. Kupujesz jakąś elektronikę, która po jednym użyciu nie działa itd. W jednym przypadku idziesz zwracasz i odzyskujesz kasę, w innym nawet się to nie opłaca (przesyłka zwrotna kosztuje więcej niż dana rzecz lub trzeba jeszcze coś wypełniać drukować itd. a nie każdemu się chce lub nie każdy może skoro zakładamy ludzi biednych) lub robią wszystko żeby udowodnić, że coś było źle użytkowane.

Przykład.

Znajomym, którzy mieli małe dzieci kupowałem coś takiego

i-fisher-price-okragle-kubeczki-do-ustaw

Tanie teoretycznie nie jest, bo za kilka kawałków plastiku trzeba wyłożyć 50 zł. W żadnym przypadku spośród obdarowanych ani jeden element nie uległ uszkodzeniu, połamaniu nawet jak dziecko na nim stanęło, czy w późniejszym okresie traktowało w inny sposób niż przeznaczenie pierwotne. Ci którzy mieli kolejne dzieci, to one też się tym bawiły, bo zabawka przetrwała.

Ale do rzeczy. Powiesz że ok, pewnie markowe (tak F-P piszę skrótem, ale jak ktoś miał styczność to wie) to lepsze, nie każdego stać itd. Ok. Zgadzam się. Tylko tutaj w dyskusji chodzi o to, żeby wymagania co do jakości i wytrzymałości np. w przypadku takiej zabawki jako minimalne, były ustalone na takim samym poziomie jak na przykład ten produkt. Jego wyprodukowanie w takiej jakości wcale tyle nie kosztuje, bo dodatkową ceną jest znaczek/firma.

Możesz kupić obecnie podobne produkty do powyższego za np. 10 złotych. Tylko jest duże prawdopodobieństwo że przy pierwszej próbie odkształcenia czy to przypadkowej czy nie, plastik pęknie.

Zatem to nie jest tak, że dzieci zużyją lub zniszczą. Wiele zależy od jakości produktu i chodzi właśnie o to, żeby ogólnie podwyższyć jakość produktów, bo to na cenę wcale nie musi się przekładać. I teraz popatrz jak to wychodzi cenowo. Masz zabawkę, która małemu dziecku służy około 2 lata (z doświadczenia wiem, że dzieci do niej wracają i to często, a z kolejnymi miesiącami zmienia się sposób użytkowania), po czym kolejne dzieci mogą się nią bawić dalej. Czy zatem 50 zł za taką zabawkę to dużo? Teraz jakby wszystkie tego typu zabawki kosztowały w granicach np. 30-50 zł (w zależności od wielkości, kolorystyki ilości elementów, ale nie od jakości) i miałbyś gwarancję, że ich jakość jest równie dobra i że takie dziecko w wieku 6-36 miesięcy nie jest w stanie tego w znaczącym stopniu zniszczyć, czy nie kupiłbyś?

O takie podejście do jakości chodzi.

Inny przykład:

Jakieś 10 lat temu czytałem artykuł o produkcji smartfonów. Tam był opis dotyczący produkcji płyt głównych. Wtedy jeszcze w Chinach sporo części jeździło między fabrykami, bo jedna robiła to, druga tamto, teraz jest to nieco inaczej zorganizowane. Było tam o "wagonach" płyt głównych do smartfonów. że niezależnie do marki, modelu, producenta telefonu, płyty główne schodzą w takich ilościach, że jedna kosztuje 10-12 centów. Podkreślam, niezależnie od marki, modelu i producenta telefonu. Zatem cenę podnosił jedynie fakt, do jakiego modelu jakiej marki trafiła taka płyta, bo jakość wykonania była identyczna, gdyż szły z jednej fabryki. Teraz to wygląda już inaczej, bo Chińczycy wyspecjalizowali się w produkowaniu lepszych i gorszych rzeczy w zależności od wymagań klienta. Tylko że te lepsze rzeczy wcale nie musiały być droższe.

Popatrz choćby na xiaomi. Produkował tanie telefony o akceptowalnej jakości z materiałów, które wykorzystywali inni producenci. Było szkło gorilla glass, były czasem te same procesory, metalowe obudowy itp. a cena nawet 2 razy niższa. Gdy xiaomi zaczęło podnosić ceny, przyszło oppo, które zrobiło to samo. Doszliśmy do momentu, gdzie różnica leży w zasadzie w oprogramowaniu, bo od niego zależy to jak dane smartfony działają na tych samych podzespołach. Teraz wyobraź sobie, że wchodzi wymaganie, które mówi, że wszystkie smartfony mają działać na czystym androidzie a nakładka producenta to ma być opcja do pobrania, a nie przymus instalowany fabrycznie. Nagle okazałoby się, że nawet te tańsze smartfony mogłyby działać bezproblemowo, gdyby zostały pozbawione nakładki, a za całe oprogramowanie odpowiadałoby jedynie google, które i tak przecież narzuca pewne rozwiązania by smartfon mógł działać pod Androidem.

 

Czy kupowanie telewizora, smartfona czy jakichś urządzeń AGD-RTV raz na 10 czy więcej lat byłoby pogorszeniem jakości życia uboższych? Chyba lepiej zmienić sprzęt raz na kilkanaście lat, niż musieć zmieniać go do 5-6 lat bo się psuje i nie da się go naprawić. Tu mowa tylko o sprzęcie, ale jest cała gama różnych produktów, które można by kupować rzadziej, bo mogłyby być lepszej jakości.

Podejście co do zakupów pewnych produktów jest niezależne od "klasy". To że kogoś na coś stać, wcale nie oznacza że to kupi. Nie każdy "bogaty" będzie chodził zaraz tylko w markowych ciuchach. Właśnie czasem mam wrażenie że to biedniejsi ludzie na siłę kreują wizerunek danej osoby poprzez jej stan posiadania. To ludzie sami sobie kreują świat, w którym dzieci wykluczają inne dzieci tylko dlatego że nie mają butów jakiejś tam firmy. Świat, w którym ktoś kto chodzi w garniaku i jeździ dobrym samochodem czuje się lepszy, nie ważne że garniak był tani a auto jest służbowe. Gdzie ktoś kto osiągnął jakiś tam status czy stanowisko zaczynając od zera zaczyna się sadzić i robi z siebie biznesmena czy wręcz lorda... Wychodzi na to, że najbardziej normalni bywają ci co zostali wychowani w jakimś względnym dobrobycie, bo dla nich markowe buty, dobre auto, czy elegancki strój są czymś normalnym, co nie będzie dla niego definiowało drugiej osoby. Oczywiście od wszystkiego są wyjątki i tutaj trochę temat już spłyciłem, ale sens ogólny zachowałem.

Najwyraźniej patrzysz z punktu widzenia kogoś, kto zawsze miał na to aby dołożyć. Gdybym zawsze był w klasie średniej pewnie myślałbym tak samo. Ja jednak pochodzę z biedoty, może nie z nędzy, bo jeść zawsze było co, ale z biedoty.  W takiej sytuacji nie ma "warto dołożyć", bo albo kupujesz to na co masz pieniądze, albo nie kupujesz bo więcej pieniędzy nie ma i nie będzie, a inne ważniejsze potrzeby już czekają kolejce na te pieniądze, które miałeś wydać na najtańszego laptopa w markecie, czy na najtańszą pralkę. Pamiętaj, że ludzie którzy są na dnie nie widzą perspektyw które ty widzisz, a jak widzą, to brak im statystyk aby po nie sięgnąć. Gdyby było inaczej, tani sprzęt nie zalewałby świata jak fala tsunami. To przede wszystkim popyt na określone produkty w określonej cenie generuje podaż a nie odwrotnie.

 

 

 

 

Edytowane przez Suchy211
  • Upvote 2

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Robi się nieciekawie z gazem, szczególnie dla Niemiec. 

 

Cytat

 

Niemcy ostrzegają przed eksplozją cenową na rynku gazu przez Rosję

Minister gospodarki i klimatu Niemiec Robert Habeck przestrzegał podczas wydarzenia gazety Die Zeit trzeciego lipca, że istnieje ryzyko „eksplozji cenowej” jeżeli Rosja nie będzie dostarczać gazu przez Nord Stream 1 do jego kraju. Chcą ograniczać dostawy gazu do przemysłu, by chronić gospodarstwa domowe.

Rząd niemiecki szykuje ekstensywny program subsydiów ceny gazu na wypadek całkowitej przerwy dostaw gazu z Rosji. BiznesAlert.pl informował już o kłopotach Unipera, partnera finansowego spornego projektu Nord Stream 2, któremu grozi bankructwo przez rekordowe ceny gazu, a jest jednym z głównych dostawców gazu oraz energii do domostw w Niemczech.

Dostawy spoza Rosji są ograniczone, bo Niemcy w przeciwieństwie do Polski nie mają rozbudowanej infrastruktury dywersyfikującej źródła. Ryzyko niewystarczającej płynności zagraża przemysłowi oraz gospodarstwom domowym. Rozwiązania to ograniczenie poboru i dopłaty utrzymujące płynność niewypłacalnych podmiotów.

Regulator Bundesnetzagentur zaapelował do społeczeństwa o oszczędzanie energii. Niemcy obawiają się, że planowana przerwa pracy Nord Stream 1 związana z rutynowym remontem może zamienić się w stałe zatrzymanie dostaw tym szlakiem. Zdaniem prezesa tej instytucji Klausa Muellera może dojść do „dłuższej przerwy politycznej”. Dwanaście tygodni pozostałych do sezonu grzewczego ma służyć przygotowaniu na niedobory. Ograniczenia dostaw do przemysłu mają być podstawowym narzędziem ochrony gospodarstw domowych.

 

https://biznesalert.pl/niemcy-kryzys-energetyczny-przerwa-dostaw-gazu-rosja-nord-stream-1-eksplozja-cenowa/

 

Cytat

 

Gazprom może opróżnić Nord Stream 1 na stałe? Niemcy boją się odcięcia od rosyjskiego gazu

Koniec gazu z Rosji dla Niemiec już w lipcu? Rząd w Berlinie obawia się, że Gazprom wykorzysta planowane prace konserwacyjne gazociągu Nord Stream 1 i wstrzyma dostawy na dłuższy czas. Apeluje do obywateli, aby oszczędzali gaz.

Zgodnie z harmonogramem prace konserwacyjne Nord Stream 1 mają rozpocząć się 11 lipca. Żeby mogły się odbyć przesył gazu musi zostać wstrzymany. Zwykle trwa to kilka dni, ale teraz w Niemczech rosną obawy, że dostawy nie zostaną w ogóle wznowione po tej rutynowej przerwie – podaje portal Politico. To będzie oznaczało odcięcie dostaw gazu do Niemiec i innych krajów Europy na dłuższy okres.

Ratowanie Unipera
Gdyby taki scenariusz się zmaterializował to dla niemieckiej gospodarki oznacza to całą listę problemów, do których rząd w Berlinie stara się przygotować.

Po pierwsze, koncern Uniper, największy nabywca rosyjskiego gazu w Niemczech, znalazłby się na krawędzi upadku. Dlatego rząd już rozważa opracowanie ustawę pozwalającą na ratowanie koncernu za pomocą specjalnej opłaty, która równomiernie rozłożyłaby rosnące koszty gazu między klientów i firmy.

Z nadzwyczajnego podatku miałaby być finansowana pomoc dla koncernów gazowych. Sam Uniper, jak inne energetyczne koncerny w Niemczech i całej Europie uzależnione od dostaw Gazpromu, boryka się z dużo wyższymi niż zwykle cenami gazu i, jak szacują analitycy, całkowite wstrzymanie dostaw z Rosji kosztowałoby niemiecką firmę 30 mln euro dziennie.

Skala problemu jest na tyle duża, że koncern informował w ubiegłym tygodniu o możliwości utraty płynności finansowej. Aby ją zachować, firma rozważa wzięcie pożyczek zabezpieczonych przez państwo.

Niebezpieczny efekt domina
Problemy Unipera biorą się stąd, że obecnie w Niemczech importerzy gazu nie mogą w większości przenosić kosztów rosnących cen tego surowca na klientów. Muszą ponosić je sami – co, jak w przypadku Unipera, rodzi ogromne problemy finansowe.

Rząd Niemiec obawia się, że upadek tak dużej firmy jak Uniper wywołałby efekt domina w niemieckiej gospodarce. Co doprowadziłoby do poważnych problemów, bo jeśli chodzi o import gazu ziemnego, kraj w jednej trzeciej bazuje na rosyjskich dostawach.

Problemy Unipera z utrzymaniem działalności miałyby wpływ na inne przedsiębiorstwa, w tym użyteczności publicznej, wskazuje niemiecki minister finansów, Robert Habeck. To z kolei przełożyłoby się na braki gazu lub jego ogromne ceny dla gospodarstw domowych i przedsiębiorców.

Właśnie dlatego niemiecki rząd wciąż omawia możliwe formy pomocy dla koncernu – w tym użycie narzędzi ratunkowych opracowanych podczas pandemii w celu ratowania dużych firm, takich jak Lufthansa.

...

 

https://300gospodarka.pl/news/gazprom-moze-oproznic-nord-stream-1-na-stale-niemcy-boja-sie-odciecia-od-rosyjskiego-gazu

 

Cytat

 

Jakóbik: Czas uderzyć w rosyjski gaz zanim ten uderzy w nas

– Nadzieje na to, że uległość pozwoli utrzymać dostawy gazu z Rosji do Europy są płonne. Moskwa eskaluje, by ograniczyć wsparcie Ukrainy. Recepta to siódmy pakiet sankcji uderzający w rosyjski sektor gazowy i przygotowania na najgorsze – pisze Wojciech Jakóbik, redaktor naczelny BiznesAlert.pl.

 

https://biznesalert.pl/kryzys-gazowy-energetyczny-polska-europa-sankcje-siodmy-pakiet-unia-europejska-rosja-gazprom-energetyka/

 

Cytat

 

S-1, czyli Europa ma plan na wypadek zatrzymania dostaw gazu z Rosji. Jerzy Buzek ujawnia dane

Europa ma już plan działania na wypadek całkowitego zatrzymania dostaw gazu z Rosji. W tym celu stworzyła nowy współczynnik S-1 w rozporządzeniu o bezpieczeństwie importu tego paliwa. Prof. Jerzy Buzek ujawnia dane na ten temat.

 

https://biznesalert.pl/s-1-bezpieczenstwo-dostaw-gaz-europa-przerwa-rosja-rozporzadzenie-sos/

 

Cytat

 

Gaz w Europie najdroższy od czterech miesięcy

Cena gazu ziemnego rośnie na europejskim rynku w związku z obawami większego ograniczenia i tak niedostatecznej podaży

 

https://www.pb.pl/gaz-w-europie-najdrozszy-od-czterech-miesiecy-1155023

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Cytat

 

Czy zimą czeka nas energetyczny armagedon? Oto możliwe scenariusze

Tegoroczna zima będzie wyjątkowo trudna. Jak przekonują nas eksperci, jeśli skończy się "tylko" na rosnących w bardzo szybkim tempie rachunkach za energię, to i tak będzie oznaczało realizację "optymistycznego scenariusza". Co więc oznaczają te najczarniejsze?

Putin już teraz zakręca kurek, więc jest prawdopodobne, że późną jesienią lub zimą może odciąć Europę zupełnie od swojego gazu
Czy to oznacza, że Polacy będą marznąć w swoich domach i mieszkaniach? Tu eksperci uspokajają – to akurat mało prawdopodobne
Jednak jeśli zima będzie mroźna, gazu zabraknie przemysłowi. To z kolei przełoży się na wielki kryzys w gospodarce i niezwykle drogą żywność w przyszłym sezonie
Eksperci podkreślają, że oszczędzać energię powinniśmy już teraz. I dziwią się, że politycy ciągle do tego nie wzywają

 

Scenariusz nr 1. Ten najczarniejszy


Tego najbardziej obawiają się politycy, eksperci i pracownicy branży energetycznej. W tym scenariuszu Putin zakręca Europie kluczowe gazociągi – Nord Stream 1 oraz TurkStream. Na dodatek zima jest bardzo mroźna i dość bezwietrzna. To spowoduje, że zapotrzebowanie na energię będzie gigantyczne, a jednocześnie niedoborów nie będzie można uzyskać jej uzyskać zbyt wiele np. z wiatraków.

– W najtrudniejszej sytuacji będzie przemysł, zwłaszcza azotowy. Może się zakończyć ograniczeniami produkcji nawozów – uważa Barłomiej Derski, ekspert serwisu Wysokie Napięcie. Czemu to tak niebezpieczne? Od nawozów uzależniona jest produkcja żywności. Więc załamanie przemysłu azotowego oznacza gigantyczny kryzys żywnościowy. Niedobory z tego roku, gdy na niektórych rynkach zabrakło np. oleju słonecznikowego, będą w takiej sytuacji jedynie wspomnieniami drobnych niedogodności.

Problemy będą mieli też mniejsi przedsiębiorcy. Im też może zabraknąć gazu, niewykluczone, że część z nich będzie musiało zamknąć biznesy na okres zimowy.

Jednak nawet w najgorszym scenariuszu prawdopodobnie gazu dla domów czy mieszkań nie zabraknie. Podobnie jak dla szkół, przedszkoli czy szpitali. Europejskie rządy mają spore zapasy surowców i tu powinny one wystarczyć. – Unijne regulacje wskazują też, że w ostatniej kolejności ogranicza się dostawy do takich miejsc. Można więc uspokoić, że scenariusz, w którym nie będzie gazu w domach, jest bardzo mało realny – wskazuje w rozmowie z Business Insiderem Aleksandra Gawlikowska-Fyk z Forum Energii.
Poza tym, jak dodaje ekspertka, w Polsce 40 proc. gazu konsumuje przemysł, a odbiorcy indywidualni tylko 21 proc. Przeciętni Polacy jednak w takim scenariuszu zobaczą oczywiście bardzo wysokie rachunki za energię, nie wspominając już o przedsiębiorcach.

Inna sprawa, że ceny ogrzewania mogą być tak wysokie, że wielu Polaków może po prostu nie stać, by dalej płacić rachunki. Rząd zapewne jednak, zwłaszcza w obliczu zbliżających się wyborów, zaproponowałby jakieś nowe programy osłonowe.

 

Scenariusz nr 2. Ciepła zima


W takiej sytuacji zapotrzebowanie na gaz, podobnie jak np. na węgiel, tak duże nie będzie. Rosyjski szantaż nie będzie więc miał katastrofalnych skutków dla europejskich gospodarek.

– W tej sytuacji możemy niejako "suchą stopą" przejść przez kryzys, choć i tak rachunki za energię będą bardzo wysokie – mówi Derski. Można sobie wyobrazić tu kolejne rządowe programy pomocowe. – Ale tak czy inaczej, wszyscy poniesiemy te koszty – dodaje ekspert.

– Wiele jednak zależy od tego, czy uda się zgromadzić odpowiednie zapasy gazu. Jest taka możliwość – unijne magazyny są zapełnione w średnio 50 proc., a te polskie w niemal 100 proc. Z zapasami węgla będzie prościej – mówi Derski.

 

Scenariusz nr 3. "Średnia" zima i kryzys gospodarczy


Jak zauważa Barłomiej Derski, kondycja gospodarcza krajów UE jest coraz gorsza. Ta tendencja może się jeszcze bardziej pogarszać. Trudno mówić tu o pozytywnym scenariuszu, ale z może to oznaczać, że gazu jednak nie zabraknie – nawet jak Kreml zupełnie zakręci kurki.

– Fabryki mogą wtedy pracować w ograniczonym trybie bądź po prostu stawać. To będzie miało wiele bardzo złych skutków, ale zapotrzebowanie na gaz spadnie. Przez to może go nie zabraknąć tym, którzy go będą potrzebować – czyli na przykład właśnie firmom azotowym – wyjaśnia ekspert.

Gospodarcze hamowanie może zatem sprawić, że w przyszłym roku nie będzie wielkich problemów z żywnością. A mniejsi przedsiębiorcy nie będą musieli sezonowo zamykać swoich firm.\

 

Scenariusz nr 4. Putin "bawi się" gazem


Większość ekspertów skłania się do tego, że Kreml użyje podczas tegorocznej zimy kurka z gazem jako broni. – Zresztą poważne ograniczenia dostaw już widzimy – mówi Gawlikowska-Fyk. Czy jednak Putin zakręci kurek zupełnie?

Na pewno spowodowałby tym wielki kryzys w Europie. To bez wątpienia cel Kremla, ale czy jedyny? Szantażem chce przecież też, a może przede wszystkim, wymusić określone działania Zachodu. Putin może więc włączać i wyłączać gaz, a w międzyczasie próbować ugrać swoje. Na przykład zniesienie części sankcji.

Jak mówi Derski, technicznie nie jest to problem – gaz w rurach można wyłączać i wyłączać właściwie niczym wodę.

Jest jeszcze jeden argument za takim scenariuszem – Rosja po prostu potrzebuje pieniędzy. A częściowe dostawy zapewniłyby jakieś wpłaty do państwowej kasy.

Jakie skutki miałby taki rozwój wypadków? Na pewno na rynku byłaby gigantyczna niepewność, a to oznaczałoby gospodarcze wstrząsy – i oczywiście bardzo wysokie rachunki za energię.

Jednocześnie niewykluczone, że częściowe zapasy pozwoliłyby uzupełniać magazyny i zapewniać względnie stałe dostawy do wszystkich, którzy tego potrzebują.

 

Co możemy zrobić, by zmniejszyć straty?


– Na pewno warto myśleć o tegorocznej zimie już teraz – wskazuje Aleksandra Gawlikowska-Fyk z Forum Energii. I dziwi się, że jeszcze nie ma kampanii informacyjnych na temat tego, jak przygotować się do nadchodzącej zimy.

Zgadza się z nią Derski, wzywając do oszczędzania energii. – Dziwię się politykom, że o tym jeszcze nie mówią. Każda cegiełka się tu liczy, bo im mniej energii zużyjemy teraz, tym więcej zapasów pozostanie w magazynach – mówi. Na razie o konieczności oszczędzania energii wprost mówił prezes PGE, ale czołowi politycy wydają się problemu nie dostrzegać.

Rządzący lubią natomiast podkreślać, że z Rosji gazu już nie pobieramy. Na pierwszy rzut oka to prawda, w końcu Gazprom odciął nam dostawy. Jednak rosyjski gaz ciągle pobieramy z Niemiec. Europejska energetyka to bowiem system naczyń połączonych i jeśli Putin zatrzyma dostawy i pozyskiwanie surowca LNG czy poprzez Baltic Pipe pewnie nam nie wystarczy.

Jak przekonuje Derski, każdy może zużywać nieco mniej energii. – Najwięcej jednak mogą zrobić więksi odbiorcy – na przykład nieco ograniczając użycie klimatyzacji w hotelach, biurowcach czy galeriach handlowych – opowiada.

– Nie rozumiem też tego blokowania ustawy o energii wiatrowej. Nawet jak inwestycje nie ruszą tu od razu, to jest to bardzo pilna sprawa, jeśli chodzi o uniezależnianie się od Rosji. Blokowanie dziś nowelizacji "ustawy 10H" to działanie na szkodę kraju, właściwie ocierające się o kolaborację z Rosją – dodaje ekspert z Wysokiego Napięcia.

Aleksandra Gawlikowska-Fyk zauważa z kolei, że coraz więcej Polaków decyduje się na pompy ciepła. To też pomaga oszczędzać energię i przygotować się na trudną zimę. Pomóc, również zimą, powinny nam pomóc liczne instalacje fotowoltaiczne, których przybywało w Polsce masowo w ostatnich latach.

Niezależnie od tego, który scenariusz się ziści, zima będzie wyjątkowo trudna. Chyba że oczywiście Putin zdecyduje się Europie odpuścić i przestanie grać surowcami. W to eksperci jednak nie wierzą, podobnie jak w szybką zmianę władcy na Kremlu.

 

https://businessinsider.com.pl/gospodarka/czy-zima-czeka-nas-energetyczny-armagedon-oto-scenariusze/s1etmt5

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Godzinę temu, Suchy211 napisał:

Najwyraźniej patrzysz z punktu widzenia kogoś, kto zawsze miał na to aby dołożyć.

No właśnie nie. Nie zarabiam na tyle żeby odłożyć, nie pochodzę z bogatego domu, były czasy gdy w latach 90. likwidowano zakłady pracy, wtedy było na prawdę ciężko. Także swoje przeżyłem i to są wnioski, które wyciągnąłem po latach różnych przejść.  Tylko upór i determinacja sprawiły, że mogę powiedzieć, że póki co nie jest najgorzej, ale do klasy średniej mi jeszcze bardzo daleko. 

Kilka prostych przykładów, co mnie nauczyło, że nie stać mnie na rzeczy najtańsze.

1. Buty. Najkrócej buty miałem dzień. Tak. Jeden dzień. Założyłem je raz, rozpadła się podeszwa, w sensie zapadła się w środku. Był sezon, gdzie przez beznadziejną jakość tanich butów, a i też takich po 100-120 zł, musiałem wymienić 8 par butów. Za część odzyskałem kasę, za część niestety nie, ponadto traciłem czas i pieniądze na bilety autobusowe. Wtedy powiedziałem dość i poszukałem czegoś droższego. Kupiłem buty za 230 złotych (to było jakieś 7 lat temu). Przechodziłem w nich 2 wiosny i 2 jesienie, bo buty były właśnie na takie pory roku. Od tamtej pory mam dwie sprawdzone firmy u których ceny oscylują między 200 a 300 złotych za parę, ale służą po 2-3 lata co najmniej (mowa o butach na różne sezony).

2. Elektronika. Tanie smartfony. Po kilku miesiącach zamulają, brakuje im miejsca itd. no ale kosztowały 300-400 zł. Tylko że wystarczy czasem dołożyć jeszcze część z tej kwoty by kupić już coś, co nie będzie sprawiało tylu problemów.

3. Ubrania. Zwykłe dżinsowe spodnie. Kupowałem po 40-60 zł za parę. Służyły rok, dwa, bo albo szwy puszczały, albo materiał przecierał się np. w kroku. Kupno takich po 100 -120 zł za parę sprawiło, że służą po kilka lat.

To tylko kilka prostych przykładów, ale w życiu już przerabiałem wiele tanich produktów, które z czasem wcale taniej nie wychodziły, tylko drożej, bo trzeba było kupować częściej.

Godzinę temu, Suchy211 napisał:

Pamiętaj, że ludzie którzy są na dnie nie widzą perspektyw które ty widzisz, a jak widzą, to brak im statystyk aby po nie sięgnąć.

Ty rozpatrujesz zaraz skrajne przypadki, które dotyczą wręcz ubóstwa i próbujesz na nie właśnie rozciągnąć moją wypowiedź. Ja nie mówię, że każdego ma być stać na wszystko, tylko napisałem kilka razy wyraźnie, że jakość nie musi być droga. Jest droga, bo utarło się, że za jakością idzie marka, a to marka kosztuje.

Można w zasadzie jeszcze dodać, że jeżeli ktoś pracuje, nie ma jakichś długów do spłacania to przecież pewne rzeczy można nawet na raty rozłożyć. I tutaj zobacz czasem do czego docieramy w przypadku gdy kupuje się szajs. Bywa tak, że ktoś nie ma kasy więc bierze na raty na 3, 4 czy 5 lat. Rat jeszcze nie zdąży spłacić a to co na nie kupił już dawno musiał wywalić, bo się zepsuło i nie da się naprawić. Czy to jest zdrowe? Nie. To jest mocno popieprzone i tak być nie powinno.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@Camis wiesz że część z takich newsów ma takie samo zadanie jak narzekanie, że grad susza czy inna katastrofa zniszczyła uprawy? Po co takie newsy są? Żeby była podkładka i podstawa do kolejnych podwyżek. Potem była pietruszka po 30 zł, czereśnie po 200 zł, marchewka po 10 zł itd. bo susza, grad, armagedon, co się potem okazało np. w jednym regionie, a nie w skali kraju.

To samo z energią. Bójcie się ludzie bo nie będzie, a jak chcecie mieć to musicie zapłacić 3 razy tyle. 

Nauczyliśmy się jako naród rozpatrywać tylko czarne scenariusze. Nawet w wersji niby optymistycznej masz już i tak zapowiedź, że co by nie było, podwyżki będą.

15 minut temu, Camis napisał:

– W tej sytuacji możemy niejako "suchą stopą" przejść przez kryzys, choć i tak rachunki za energię będą bardzo wysokie – mówi Derski

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Godzinę temu, LeBomB napisał:

Nauczyliśmy się jako naród rozpatrywać tylko czarne scenariusze.

Ja bym powiedział inaczej - to media wykreowały w Nas takie myślenie bo to właśnie media dla zwiększenia oglądalności wywołują sensację i podkręcają najbardziej błahe sprawy. 

Wystarczy, że jeden "specjalista" wypowie się dość sceptycznie i cały dzień masz jego wypowiedź na tapecie w jednej czy drugiej stacji. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Napisano (edytowane)

Działania Rosji są spójne i całkiem inteligentne. W ostatnim czasie między innymi w uproszczeniu znacjonalizowali sobie złoże Sachalin 2 w okolicach Japonii (po wycofaniu się Shella na skutek sankcji). Jeżeli zamierzają wygrać na Ukrainie, brak odcięcia w pewnym momencie gazu Europie byłby z ich strony czymś w rodzaju auto-sabotażu.

Gazu jako surowca w PL nie zabraknie w realnych scenariuszach. Jedynie jakiś przemocowy mechanizm solidarnościowy (konieczność oddania własnych zapasów innym krajom EU) mógłby do tego doprowadzić. Drugi możliwy mechanizm to jakaś dywersja wyłączająca BP na dłużej (od października będziemy mogli już z niego korzystać). Ja klęskę widzę w innym mechanizmie, a konkretniej w mechanizmie katastrofy budżetowej. My mamy te taryfy URE, zarówno na gaz jak i na prąd. Jeśli zacznie się histeria na rynku, to dopłaty z budżetu na utrzymanie tych taryf wystrzelą. To plus koszty obsługi zadłużenia w kontekście pozostałego rozbuchanego socjalu nas położy.

Można by też wtedy zrezygnować z tych taryf, no ale wybory maja być. Zresztą jak ludzie dostaną rynkowe ceny energii w sytuacji histerii rynkowej, to też wesoło nie będzie.

Edytowane przez adashi

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

https://isap.sejm.gov.pl/isap.nsf/download.xsp/WDU20220001351/O/D20221351.pdf

Cytat

Na podstawie art. 6a ustawy z dnia 25 sierpnia 2006 r. o systemie monitorowania i kontrolowania jakości paliw (Dz. U. z 2022 r. poz. 1315) zarządza się, co następuje:

§ 1. Odstępuje się przez okres 60 dni od stosowania wymagań określonych w przepisach rozporządzenia Ministra Energii z dnia 27 września 2018 r. w sprawie wymagań jakościowych dla paliw stałych (Dz. U. poz. 1890).

§ 2. Rozporządzenie wchodzi w życie z dniem następującym po dniu ogłoszenia.

Rozumiem że będziemy ściągać węgiel dowolnej jakości i wprowadzać go na nasz rynek? Jak tak, to chyba poszukam nowych uszczelek do okien i zamykanych kratek wentylacyjnych. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Napisano (edytowane)

Ratują się jak mogą przed bardzo możliwą nadchodzącą katastrofą. Małym problemem jest fakt, że takie odstępstwo z automatu będzie blokowało środki z KPO, ale to naprawdę raczej trzeba brać z przymrużeniem oka. PiS i tak w zasadzie nie prowadzi polityki realnego zbliżenia się do tych wypłat, a więc tutaj taka decyzja jest nawet  "w to mi graj" ;) 

Edytowane przez zdunzdun

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
39 minut temu, Trepcia napisał:

Raki pluc lubia to!

Astmatycy również.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
3 godziny temu, LeBomB napisał:

https://isap.sejm.gov.pl/isap.nsf/download.xsp/WDU20220001351/O/D20221351.pdf

Rozumiem że będziemy ściągać węgiel dowolnej jakości i wprowadzać go na nasz rynek? Jak tak, to chyba poszukam nowych uszczelek do okien i zamykanych kratek wentylacyjnych. 

Nie mamy innego wyjścia jeżeli chcemy mieć szansę na wystarczające zaopatrzenie w węgiel. Nie przywiązywał bym do tego większej wagi, bo to tylko uprawomocnienie stanu rzeczywistego, który mamy od wprowadzenia sankcji na rosyjski węgiel.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
52 minuty temu, adashi napisał:

Nie mamy innego wyjścia jeżeli chcemy mieć szansę na wystarczające zaopatrzenie w węgiel. Nie przywiązywał bym do tego większej wagi, bo to tylko uprawomocnienie stanu rzeczywistego, który mamy od wprowadzenia sankcji na rosyjski węgiel.

A ponoć węgla mamy na 200 lat i ogólnie tyle, że nie musielibyśmy go importować ?  To teraz będziemy go importowali, w dowolnej jakości, bo co tam zdrowie ludzi. Onkologie się pozamyka to problem raka też się wyeliminuje sam, prawda?

Ponadto ktoś tu chyba zapomniał nie tylko o związkach rakotwórczych i promieniotwórczych jakie mogą być w węglu, ale też choćby o kaloryczności. Co z tego że ktoś kupi tonę węgla za tysiąc, dwa czy trzy, jak znacznie większa część niż do tej pory z tej tony może okazać się syfem nie dającym kompletnie nic. Czyli ostatecznie wyjdzie drożej.

Wystarczyło obniżyć czasowo standard jakościowy węgla, ale ustalić go na jakimś poziomie, a nie całkiem poluzować lejce.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Można to było tak zapisać jak chcesz. Nikt by tego i tak serio nie traktował. Nikt by nie kontrolował. Chyba nie doceniasz skali potencjalnego braku węgla. Kasa jaka szła na górnictwo to tylko na poprawę bezpieczeństwa oraz na wynagrodzenia. Na zwiększanie albo unowocześnienie wydobycia nic. Już nie wnikajmy na ile to były nasze decyzje a na ile unijne, ale teraz jest jak jest. Co do kaloryczności naturalnie uwzględnia się to w cenie importowej.

  • Upvote 1

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
13 minut temu, adashi napisał:

Co do kaloryczności naturalnie uwzględnia się to w cenie importowej.

 

14 minut temu, adashi napisał:

Nikt by tego i tak serio nie traktował. Nikt by nie kontrolował.

No to także ten. Kupią węgiel po cenie węgla o wyższej kaloryczności, a potem okaże się, że to grudki popiołu, bo nikt tego nie sprawdzi, wyjdzie w trakcie? 

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie zrozumieliśmy się, niedokładnie napisałem. Musimy importować to co możemy zdobyć na rynku. Oczywiście wiemy co importujemy. To jest kontrolowane. Węgiel ma sporo parametrów opisywanych jako zanieczyszczenia. Nie było sensu ustalać jakichś sztucznych granic tych parametrów.

Rząd zapewnia, że w tym roku nie zabraknie węgla. Nie mam dostępu do całości danych, ale być może można temu wierzyć. Kluczowy zwrot to jednak ten rok. Najzimniej zazwyczaj nie bywa w grudniu. Serio musimy brać to co jest dostępne.

  • Upvote 1

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zawsze mamy możliwość awaryjną, czyli wznowienie importu z Rosji. Rosja raczej się na to zgodzi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
59 minut temu, LeBomB napisał:

A ponoć węgla mamy na 200 lat i ogólnie tyle, że nie musielibyśmy go importować ?  

tak samo jak lezymy na diamentach. fakt, ze dzieli je od nas min.145km, to tylko drobna przeszkoda technologiczna, z ktora kazda prymitywna propagadna oraz populizm sobie poradza ;)

§ 1. Odstępuje się przez okres 60 dni ", czyli 2 mies na zrobienie zapasow "byle czego", aby wybory pykly. bedzie ciekawie tej zimy i w przyszlym roku. szkoda tylko, ze sie bawia naszym kosztem , jak zwykle. 

swoja droga jestem ciekaw jak zachowaja sie te "eko piece" jak dostana takie swinstwo do spalania. 

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Generalnie to wypadałoby oddzielić dwie kwestie. Propagandowe powiedzonko PiSowskich aparatczyków o węglu na 200 lat nie musi być wcale kłamstwem. Były już prezes PGNiG twierdzi zresztą, że są stosowne badania potwierdzające te złoża i ja nawet w to wierzę. Problem, który natomiast zaistniał to słowa rzucane na wiatr, aby pobudzić nastroje wyborcze i mieć łatwo uderzające hasło, a faktyczne czyny, kiedy już się było u władzy. Węgla możemy mieć i nawet na 500 lat, ale przy polityce odchodzenia od niego jaki sens miało dokładanie do tego interesu? Słowa nie szły w parze z konsekwentnymi czynami. Pamiętajmy, że ten rząd (czy poprzedni) nie potrafił znaleźć złotego środka na ogólną rentowność kopalni, nie potrafił zrobić głębokiej i skutecznej restrukturyzacji (oprócz zmiany nazwy...) oraz nie było żadnego głębszego pomysłu niż dorzucanie kolejnych pieniędzy, aby jako tako się to kręciło. Zachęcano odprawami do odchodzenia z pracy, nie przeznaczano konkretnych środków na szukanie nowych odkrywek, a więc o czym mowa? 

My tego węgla możemy mieć mnóstwo, ale nie było żadnych ruchów inwestycyjnych w tym zakresie. Mieliśmy dokładnie odwrotny scenariusz. PiS tak olał sprawę, że do dzisiaj nie kiwnął palcem w kwestii urządzeń do odmetanowaniania, a te jeszcze trochę i nie będą mogły być używane. Gdyby im faktycznie zależało na polskim górnictwie to ten temat powinni już dawno poruszyć. Plan był taki, aby na hasłach ugrać jak najwięcej, a potem zbytnio się nie martwić i iść z trendem odchodzenia od węgla. Nie wiem jaka była alternatywa, bo tej w ruchach Pisu nie mogę się doszukać (nie do końca przekonują mnie niedawne rewelacje odnośnie atomu w Polsce) nie jest to jednak nic nowego u rządów tej władzy. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
26 minut temu, mALEK napisał:

tak samo jak lezymy na diamentach. fakt, ze dzieli je od nas min.145km, to tylko drobna przeszkoda technologiczna, z ktora kazda prymitywna propagadna oraz populizm sobie poradza ;)

§ 1. Odstępuje się przez okres 60 dni ", czyli 2 mies na zrobienie zapasow "byle czego", aby wybory pykly. bedzie ciekawie tej zimy i w przyszlym roku. szkoda tylko, ze sie bawia naszym kosztem , jak zwykle. 

swoja droga jestem ciekaw jak zachowaja sie te "eko piece" jak dostana takie swinstwo do spalania. 

 

No dobrze tylko Duda mówił, że węgla na odpowiednio niskiej głębokości by go bez problemu wydobywać mamy na 45-60 lat.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Ostatnio przeglądający   1 użytkownik

×
×
  • Dodaj nową pozycję...